Nowe przedszkole

Był kwiecień, może maj 1991 roku w Przedszkolu Państwowym Nr 69 w Łodzi, gdy zaczęto mówić o tym, że od następnego roku szkolnego przedszkole będzie prowadzone przez siostry zakonne. Pani dyrektor rozdawała nawet deklaracje, aby dzieci zapisywać do innych placówek. Większość dzieci jednak została. A te, które się przeniosły, szybko wróciły.

Od września 1991 roku w przedszkolu zaczęły rządzić nowe zasady. Nie te regulaminy (bo to się nie zmieniło), ale zaczęło być ważne, co dzieci czują. Czy mogą, mając problem, schować się w spódniczkę pani i tam się przytulić, wypłakać. Dzieci miały swoje ukochane nowe panie (siostry), które serce, całą swoją miłość oddały tym maluchom. Ich dobroć, miłość, pokora wobec tych, których nie wszyscy chcą słuchać, były ogromnym darem. Dzieci, które do tej pory nie chciały chodzić do przedszkola, teraz niechętnie wracały do domu. Wiedziały, że nie spotka ich żadna krzywda. Serce miały nie tylko opiekunki, ale także panie dyrektorki, które nie żałowały pieszczot, miłych słów i dawania swej miłości.

Przedszkole przestało być instytucją, zaczęło być czym zupełnie podobnym do domu. Nie chodziło tu tylko o przechowanie maluchów, nauczenie ich wierszyków, zrealizowanie programu. Panowała tu miłość i dbałość o wszystkie, również te najważniejsze emocjonalne potrzeby maluchów.
Niektórzy rodzice, tacy jak ja, mogli po raz pierwszy spokojnie pracować, nie "odklejając" od siebie rano dziecka, które krzyczy: "ja nie chcę do przedszkola".
"Nowe przedszkole" reagowało na wszystko. Były więc radości, kiedy dzieci były zadowolone, rozbawione, wesołe, ale także wspólnie przeżywały troski. I tak, kiedy ktos chorował, dzieci modliły się w kaplicy, prosząc o zdrowie.

Moje dziecko chodziło do Przedszkola prowadzonego przez Siostry Honoratki dwa lata. Były to niewątpliwie lata poczucia bezpieczeństwa, zarówno dla małej Marylki, jak i dla mnie.
Dlatego też, jako jedna z wielu rodziców starałam się wspomagać działania sióstr. Tu również spotkałam się z życzliwością. Zarówno siostry dyrektorki jak i wychowawczynie pomagały rodzicom przy organizowaniu imprez. Podsuwały nowe pomysły, a przede wszystkim starały się czynić wszystko, aby dzieciom było dobrze.

Danuta Czech (mama Marylki, rocznik '87)