Okruchy wspomnień po latach spisane...

Po raz pierwszy przekroczyłam próg Przedszkola Sióstr Honoratek w 1958 roku. Z oczywistych względów nie pamiętam tego momentu, ale głęboko wryły się w moją pamięć inne zdarzenia, a nade wszystko ogólne wspomnienie dobra i głębokiego serca, jakiego zaznałyśmy - my dzieci - na każdym kroku.
Przedszkolem kierowała wówczas s.Nimfa, Jadwiga Stefańczyk, wspaniały człowiek i niestrudzony organizator, o ogromnym darze zjednywania sobie ludzi. Jeden z najwspanialszych charakterów, jaki udało mi się spotkać w dotychczasowym życiu. Nie zajmowała się nami bezpośrednio, ale mimo to doskonale znała nasze imiona i wtedy, kiedy któremu z dzieci wydłużała się buzia, a w oku kręciła się łezka, zawsze znajdowała słowo pocieszenia, cieplejszy uścisk, obrazek czy cukierka, po którym czułyśmy się wyjątkowe.
Przedszkole w tych czasach mieściło się na parterze budynku przy ul.Lokatorskiej i sprawowało pieczę nad trzema grupami wiekowymi: maluchy, średniaki, starszaki. Nie pamiętam siebie w grupie najmłodszej , ale całkiem nieźle potrafię odtworzyć swoje poczynania w grupie średniej, którą opiekowała się s.Izabela, powszechnie nazywana przez nas s.Izą. Była to szczupła i dosyć wysoka kobieta, gładko uczesana w kok, o łagodnej twarzy, z której emanował głęboki spokój i cierpliwość. Taka też była w kontaktach z nami, ciepła i opanowana, wrażliwa na losy rodzin. Ilekroć któryś z naszych rodziców czy dziadków miał kłopoty ze zdrowiem, to zawsze cała grupa przy porannej modlitwie prosiła Boga o jego wyzdrowienie.
Grupa starszaków była prowadzona przez filigranową, opiekuńczą, o nieco nieśmiałym spojrzeniu s.Zdzisię. Do tej grupy chodziła moja najbliższa przyjaciółka, z którą codziennie po powrocie do domu spierałyśmy się o to, która ciekawiej spędziła dzień i czego się nauczyła.
Najmłodszą grupą opiekowała się najmłodsza z sióstr, pogodna i promienna s.Metodia, Maria Jurkowska, na twarzy której zawsze gościł uśmiech, a jasne, kędzierzawe włosy żywo kontrastowały z ciemnym granatem kamizelek.

Życie w przedszkolu było radosne i twórcze. W wielu z nas rozbudziło zdolności, które rozwinęły się w późniejszym życiu. Tam po raz pierwszy zetknęłyśmy się z utworami M.Konopnickiej, J.Tuwima, J.Brzechwy. Ćwiczyłyśmy pamięć rejestrując w niej coraz to nowe teksty wierszy i piosenek. Na dziecięcych instrumentach - trójkątach, kołatkach, bębenkach - wystukiwałyśmy rytmy melodii granych na pianinie przez s.Jadwigę. Najbardziej chyba lubiliśmy te momenty, kiedy s.Jadwiga zasiadała do pianina, a my pod okiem pani od rytmiki stawialiśmy pierwsze kroki polki, krakowiaka, poloneza. Dla wielu dzieci był to jedyny kontakt z ćwiczeniami tanecznymi. Następnie te wszystkie umiejętności prezentowaliśmy w trakcie przedstawień dla rodziców i bliskich, a reżyserskie oczy kochanych sióstr, gesty ich dłoni, skinienia głów - koordynowały nasze sceniczne poczynania.

Od tamtego czasu minęło wiele lat. Niektórych z bohaterów tamtych wydarzeń, tak jak s.Jadwiga, nie ma już wśród nas. Ogromnie żałuję, że nie było mi dane spotkać się z tą wyjątkową osobą w moim dorosłym życiu. Niech będzie mi wolno zadedykować to wspomnienie pamięci tej, która całe swoje życie poświęciła dzieciom, ich wychowaniu, kształtowaniu postaw i serc.

Małgorzata Sepska (rocznik '55)